Boski Egoizm
Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych.
Marek 12:31 BT
Dzisiaj powiem o czymś, co może wydać się równie skomplikowane jak składanie mebli z instrukcją w języku, który znamy tylko z piosenek na ChinaVision. Chodzi o samopoczucie naszego własnego „ja". Czy pomyśleliście kiedyś, że w poszukiwaniu siebie można się zgubić jeszcze bardziej, niż na wielkim parkingu przed supermarketem? No właśnie, o tym teraz opowiem.
Jak wiemy z Pisma Świętego, bycie chrześcijaninem to nie tylko pokora i skromność, ale też zdrowa dawka miłości do samego siebie. "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego" – brzmi znajomo? Ale jak możemy miłować innych, jeśli sami w lustrze widzimy kogoś, kto w najlepszym przypadku zasługuje na tytuł „Gwiazdy Miesiąca” w serwisie pod nazwą „samokrytyka na co dzień”?
Zacznijmy od przyjęcia jednej z podstawowych prawd - Bóg nie jest twórcą śmierci. To trochę jak z rodziną – mamy wśród nich arcydzieła i tych, którzy są "na etapie poprawek", ale kochamy ich mimo wszystko i bezwarunkowo. A przecież, jak mówi Psalm sto trzydziesty dziewiąty, jesteśmy "cudownie stworzeni". Oznacza to, że każdy z nas ma w sobie coś z małego Michała Anioła – tylko zamiast malować Sąd Ostateczny, może tworzyć wspaniałe zabawki!
Pamiętajmy o tych, którzy zakopali swoje talenty pod płachtą pobożności. Mój znajomy, ech, który porzucił piłkę nożną, bo bał się, że mistrzostwo oddali go od Boga. Albo inny kolega, który wyrzucił wszystkie swoje płyty CD w imię posłuszeństwa, bo chciał zbawić świat jednym jedynym krążkiem z Psalmami.
Przejdźmy do sedna. Pielęgnacja własnej jaźni nie jest prosta, ale jest możliwa i potrzebna. Aby służyć innym, trzeba najpierw umieć służyć sobie, i to nie tylko w wydaniu "sobie nawzajem", ale też "sobie samemu".
Czyż zatem nie jest lepiej połączyć nasze ziemskie zainteresowania z duchowym życiem? Być może właśnie w tańcu na weselu, podczas meczu piłki nożnej, czy nawet podczas słuchania rock'n'rolla, jesteśmy bliżej Boga bardziej niż kiedykolwiek byśmy przypuszczali. Może właśnie tam, wśród rozmów przy kawie, spacerów po parku czy pracy w ogrodzie, odnajdujemy i pielęgnujemy to, co w nas Boże i ludzkie zarazem. To prawda, że możemy zagubić się w służbie, jak w labiryncie wielkiego sklepu z meblami, lecz nie musi tak być. Bóg nie stworzył nas z myślą o ciągłej rezygnacji i poświęceniu – chce, byśmy byli szczęśliwi i wypoczęci, a nie przemęczeni i zgorzkniali.
Zadajmy sobie pytanie: czy nasza służba jest odzwierciedleniem naszej miłości do siebie i do Boga, czy raczej środkiem do ucieczki przed własną jaźnią? Czy potrafimy znaleźć czas dla siebie, aby nasze "ja" było jak szwedzki bufet – różnorodne, pełne kolorów i zapraszające do życia w obfitości?
Niech nasze poszukiwanie tożsamości będzie jak dobre ciasto domowe – zrobione z miłości, cierpliwości i trochę „tego czegoś”, co sprawia, że życie ma smak. I pamiętajmy, że Bóg nie żąda od nas bycia martwymi świętymi na ołtarzu – woli nas radosnych, żywych i kreatywnych, gotowych do dzielenia się tą radością z innymi.
Więc kochani, idźcie i kochajcie – siebie i innych – pełną, niekłamaną miłością, która sprawia, że świat kręci się nie tylko wokół nas, ale i dzięki nam.
To była krótka instrukcja na szczęście w formacie Boskiego Egoisty. A teraz, możemy przejść do życia codziennego, wyposażeni w miłość, która jest naszym Boskim zasilaniem – takim power-bankiem duszy. Niech Bóg będzie z Wami!
Pastor Witold Augustyn
コメント